BALLADA MASOCHISTY Długim biczem rzemiennym, w grube supły wiązanym sprawiam sobie niezmiennie straszne cięgi co rano. Puchną pręgi jak węże i sinieją boleśnie tryska krew, na kafelki w łazience. La, la, lala, lala, lalala, la, la Starym drutem kolczastym, zardzewiałym i tępym zrywam bandaż i plaster, szarpię ciało na strzępy. Przeokropny to widok, włos na głowie powstaje, co za ból, już gangrena się wdaje! La, la, lala, lala, lalala, la, la Na wiedeńskim serniku mam kolonię wirusów strasznych chorób bez liku: dżumy, świnki, tyfusu. W potłuczoną strzykawkę łyżkę tego nakładę, szybki ruch i wstrzykuję to w ........zadek! La, la, lala, lala, lalala, la, la Szybki ruch i wstrzykuję to w zadekcudownie! Z tego bólu podnietę jak ze źródła dziś czerpię żeby zostać poetą trzeba wiele wycierpieć. Maczam pióro w krwi ściętej, która broczy z mej pięty, piszę tekst nowej polskiej piosenki. La, la, lala, lala, lalala, la, la