Przygody Mikołajka Mikołajek w szkole PRL Warszawa 1986 rytm tekst Miłosz Kowalski rysunki Masław Copyright by rytm Redaktor wydania Hanna Eger Zamiast wstepu Drodzy Autorzy i Wydawcy francuskiej serii "Przygód Mikołajka"! Oto, jak to się zwykło pisać na wstępach, oddajemy do rąk polskich czytelników - dziecięcych i dorosłych - książeczkę, której pomysł i konwencja stylistyczna oparte są na wydanym przez Was i przedrukowanym w Polsce przez "Naszą Księgarnię" cyklu znakomitych książek panów Sempe i Goscinnego. Przyznajemy się od razu - my, to znaczy autor tekstu i dziesięcioletni autor ilistracji - że będąc jak wiele osób w Polsce wielbicielami "Przygód Mikołajka" pozwoliliśmy sobie na pewien rodzaj plagiatu, dotyczącego niestety jedynie formy. Piszemy "niestety", gdyż jeśli chodzi o treść, czyli ż y c i e samo, plagiat w tej dziedzinie jest dla nas - tzn. ludzi żyjących pod naszą szerokością geograficzną - niemożliwy do osiągnięcia od czasu, kiedy wynaleziono nam inne, podobno lepsze życie. Wysiłki jednak czynimy i czynić będziemy nawet wówczas, kiedy Waszą szerokość geograficzną eksplorować będzie pozytywny bohater Pawka Korczagin, świecąc przykładem dla Waszych dziecięcych czytelników, zaś dorośli, stojąc w kolejce po kartkową benzynę do swoich Peugeotów, wspominać będą z rozrzewnieniem smak befsztyka i czerwonego wina. Więc wybaczcie, że podparliśmy się trochę Waszą formą - treść jest nasza i tej nikt nam nie odbierze - chyba że bardzo będziecie się starać... Wizyta milicjanta Dzisiaj w naszej szkole było naprawdę fajnie. Od razu na pierwszej lekcji Pani oznajmiła, że dziś jest specjalny dzień - święto Milicji Obywatelskiej - i że będziemy mieli wizytę kapitana MO. - Ten kapitan - powiedziała Pani - jest już na emeryturze, więc może poświęcić trochę czasu, żeby przyjść i opowiedzieć nam o swojej odpowiedzialnej pracy. Od razu wszyscy, to znaczy cała nasza banda: Spytko, Masław, Ziemomysł, Mściwój, Pękosław i ja -- spojrzeliśmy w stronę Krzesimira, który siedział czerwony jak burak. Tata Krzesimira też jest milicjantem, chociaż Krzesimir się do tego nie przyznaje. Ale wszystkie chłopaki i tak wiedzą, jak jest naprawdę, bo Krzesimir mieszka w bloku naprzeciwko naszej szkoły i czasem widujemy jego tatę w mundurze. Zresztą, moim zdaniem Krzesimir niepotrzebnie to ukrywa, bo jego tata nosi białą czapkę, a więc jest milicjanterm drogowym, a nawet mój tata mówi, że milicja drogowa jest potrzebna. Gdyby jej nie było, wszyscy jeździliby po pijanemu, łamaliby przepisy drogowe i byłoby bardzo dużo wypadków. Mojego tatę czasem zatrzymuje milicja drogowa, ale zawsze niesłusznie. Tata długo z nimi rozmawia i wymachuje rękami, pokazując coś z przodu, z tyłu albo z boku samochodu, a milicjant cały czas coś pisze w notesie, ale w końcu macha ręką i tata wsiada bardzo zadowolony. Ambicją taty jest niepłacenie żadnych mandatów, bo one wszystkie są przeznaczone na budowę pomnika utrwalacza władzy ludowej. Tata mówi, że ewentualnie mógłby płacić, pod warunkiem, że na cokole byłoby wyryte: "Wzniesiony czynem osób naruszających kodeks drogowy", albo: "Wzniesiony czytem nietrzeźwego kierowcy", bo pijani muszą podobno wpłacać największe sumy na to konto. No więc Pani zapowiedziała wizytę tego milicjanta, i stwierdziła, że musimy się do tego spotkania przygotować. Ale kiedy przeszła po klasie, nie wyglądała na zadowoloną. - Dzieci - powiedziała. - Lekcję polskiego przełożymy na kiedy indziej, a teraz musicie pościerać te wszystkie napisy z ławek. To bardzo brzydko tak pisać po ławkach. Niezależnie od tego, co tam jest napisane, nie wolno w ten sposób niszczyć mienia społecznego. Więc wszystkie chłopaki zaczęli wstawać, żeby zobaczyć, co jest napisane na innych ławkach, no bo napisy na swojej ławce to się już zna na pamięć, skoro się w niej siedzi po kilka godzin dziennie, no nie? Na mieniu społecznym, w którym siedziałem ja, było napisane: "WRON WON". - A co jest na twoim mieniu społecznym? - spytałem Kacpra. - Na moim kilka: PZPR ze swastyką, "Solidarność zwycięży" - rzekł Kacper. - Ale to nie mój charakter pisma, to pewnie któryś z chłopkaów, co przychodzą na drugą zmianę. Ja tylko dorobiłem chorągiewkę do litery N, bo nie było. - Dzieci - powiedziała Pani. - Prosze nie rozmawiać, tylko wziąć gumki i niech każdy ściera napisy ze swojej ławki. Teraz zobaczycie, ile się trzeba napracować, jeśli się nie szanuje mienia społecznego. - Ale proszę pani - zawołał Ziemomysł - mój napis nie da się zetrzeć gumką, jest zrobiony długopisem i ktoś bardzo mocno przyciskał! Tu jest napisane: "Wrona orła nie pokona"... - E, to stare! - wrzasnął Mściwój. - Ja mam narysowany taki łeb z uszami... - Proszę o spokój! - krzyknęła Pani i spojrzała w stronę drzwi. Najfajniejsze rzeczy były na lawce Masława. On rysuje najlepiej z całej klasy. Był tam portret tego faceta w czarnych okularach, bardzo ładny, w grubych czarnych ramkach, i wielka wrona ze szponami, też w czarnych okularach, siedząca na czerwonej gwieździe. - Leżysz, mój drogi, dwa lata pudła murowane - powiedziałem do Masława. - Coś ty, głupi? - zawołał Ziemomysł. - To jego rodzice pójdą siedzieć, on jest nieletni. Jest taki paragraf o niewłaściwym wychowywaniu dzieci, nie w duchu socjalizmu, czy coś takiego. Ziemomysł orientuje się w tych sprawach, bo jego tata siedział już dwa razy, co prawda nie z winy Ziemomysła, tylko z własnej. - A co będzie z Masławem, jak jego rodzice pójdą do więzienia? - zapytałem. - Oddadzą go do Domu Dziecka - zawyrokował Ziemomysł. - Znasz taką piosenkę "W sierocińcu po dziedzińcu chodzą dzieci w koło"? Masław miał bardzo niewyraźną minę, jakby się miał rozpłakać. Ale nagle rozległ się płacz z zupełnie innej strony klasy. To płakał Bożydarek, taki chłopak, którego mama przynosi mu drugie śniadanie i kakao w termosie, a potem pilnuje, żeby zjadł i wypił. Bożydarek nie należy do naszej bandy, jest prymusem, i zawsze ma strasznego pecha. I teraz też. Na jego ławce napisy wyryte były scyzorykiem i Bożydarek płacząc przysięgał, że to nie on zrobił. Pewnie, że nie on, przecież on zawsze pilnie uważa na lekcji, a na przerwie je te swoje kanapki, więc kiedy miałby to pisać? On chyba nigdy nie miał w ręku scyzoryka! I to jeszcze na pierwszej ławce, pod okiem Pani! - Moim zdaniem - powiedział Krzesimir - moim zdaniem to jest ławka, która stała przedtem pod oknem, tam, gdzie siedzi Spytko. Ktoś musiał je zamienić... - Coś ty, z byka spadł? - wrzasnął Spytko, który siedział w ostatniej ławce pod oknem, pluł na swoje napisy i rysunki, a potem tarł je chusteczką do nosa. - Od początku świata siedzę w tej ławce i mogę ci powiedzieć z zamkniętymi oczami, co tu jest napisane: "Wszystkie wrony na Plac Czerwony", PZPR i ZOMO ze swastykiami i jeszcze taki wierszyk: "Gdyby Urban nosił turban, to zamiast świni byłby Cho..." - Spokój - zawołała Pani. - Wszyscy proszę na miejsca! Po przerwie przyniosę żyletki i na drugiej lekcji polskiego będziecie musieli zdrapać te napisy, które zostały wyryte scyzorykiem. Taki stosunek do mienia społecznego... Ale głos Pani utonął w ogólnej wrzawie, bo Masław i Spytko pokłócili się, kto z nich ma fajniejsze napisy na ławce, Bożydarek ciągle szlochał, a Kacper, który jest bardzo nieśmiały, stale trącał mnie w bok i mówił: - Ty, Mikołaj, spytaj się Pani, czy ten milicjant będzie nam zadawał jakieś pytania? - Proszę pani - zawołałem - Kacper pyta, czy ten milicjant będzie nam zadawał jakieś pytania? Pani oderwała się od swojego zajęcia, które było super, i każdy z chłopaków chciał jej pomagać, ale Pani nie pozwoliła. Na drzwiach naszej klasy był napis "Solidarność życje", ale teraz, kiedy Pani skończyła, swoją pracę, wyglądał on tak: [X][X][X][X][X][X][X][X][X][X][X] To Pani tak go zakreskowała i to było bardzo fajne. To jest taka jakby zabawa, bo przecież i tak można wszystko przeczytać, tak jak to jest z tymi wielkimi napisami na świanach domów czy na płotach. Ja bardzo lubię to nowe liternictwo i nawet w swojej czytance do polskiego wszystkie tytuły tak zakratkowałem. Oczywiście ołówkiem, żeby można było wygumować, kiedy będę tę książkę pod koniec roku szkolnego oddawał jakiemuś młodszemu koledze. Ja swoją odziedziczyłem po chłopaku imieniem Sulisław /zapomniał wymazać swojego nazwiska/, a znów on dostał go wcześniej od jakiegoś Sędzimira /który podpisał się długopisem/. Ten Sulisław okazał się bardzo koleżeński, bo nie wygumował również mojej książki do ćwiczeń i dzięki temu zawsze bardzo szybko odrabiam zadania domowe z matematyki. Pani odchrząknęła i powiedziała: - Chłopcy, nie myślcie, że to, co robię, sprawia mi przyjemność. Robię to tylko dlatego, że te litery nie dają się zmyć, to musiał być jakiś wodoodporny flomaster. Drzwi trzeba na nowo pomalować, chociaż rok szkolny rozpoczął się nie tak dawno. Szkoła jest przecież naszym wspólnym dobrem. Te drzwi, ściany, ławki, krzesła, a także wasze podręczniki stanowią mienie społeczne, którym dzielicie się z innymi kolegami i koleżankami... Słucham, Masławie, o co chciałeś zapytać? - Proszę pani, a co ja mam zrobić, bo na moim mieniu społecznym jest napisane: "Spytko kocha Matyldę". Czy to mam też wydrapać, czy może zostać? - Chcesz oberwać? - krzyknął Spytko i równocześnie rzucił w Masława swoim używanym podręcznikiem do polskiego. Dziewczyny zaczęły jak zwykle chichotać, a Kacper ciągle trącał mnie i mówił, żebym się dowiedział, czy ten milicjant będie nam zadawał jakieś pytania, bo rodzice mu przykazali, że jak ktokolwiek z milicji będzie go o cokolwiek pytał, to będzie zawsze odpowiadał, że nie wie. Więc wołałem coraz głośniej, ale Pani chyba nie słyszała, bo stała przy drzwiach z rękami na uszach. Na szczęście zadzwonił dzwonek na przerwę i wszystkie chłopaki strasznie się ucieszyły, że skrobanie przeciągnie się na lekcję muzyki. Ale wiecie, co się okazało? Że ten milicjant nie przychodzi wcale do naszej klasy, tylko ma się spotkać z uczniami z całej szkoły na forum. A tam nie ma żadnych napisów, bo w czasie przerw jesteśmy za bardzo zajęci i naprawdę nie mamy czasu na uprawianie działalności politycznej. Nasza klasa obchodzi rocznicę