Poprawiny sylwestra u Babci okiem TxFa

Ponieważ jestem tylko człowiekiem i zazdroszczę innym tego, że ich raporty są czytane, a mój nie, postanowiłem swój też wypchnąć... Ostrzegam, że czytanie tego raportu wiele nowego nie wniesie, ale ja i tak będę miał satysfakcję, uosiee :)))

Miałem nie pisać loga z tej imprezy, ale mam troszkę wolnego czasu (no, powiedzmy...) i nie jestem w stanie robić nic innego, niż wspominać poprawiny Sylwestra w Wawie...

Jak wiadomo, z Krakowa do Warszawy jest trochę kilometrów - podróż zajęła mi 5 godzin... Przez te całe 5 godzin prawie nie zamieniłem z nikim słowa, i z niecierpliwością czekałem na powitanie na dworcu centralnym. Moja górna połowa wisiała przez okno, na ustach już zabrzmiewał okrzyk powitalny... Ujrzałem Gadzinkę i Babcię, siedzących na ławce... Pomachałem im ręką, odmachali... Nawet się nie podnieśli :))

Okazało się, że AMI najprawdopodobniej nie dostrzegł małej siódemki przy godzinie odjazdu pociągu (tzn. że ten ciopąg w niedziele nie jeździ), i zamiast przybyć godzinę przede mną, przybędzie godzinę po mnie... A więc siedliśmy sobie gdzieś na murku i poczekaliśmy...

Następnym pociągiem już przyjechał. Wypatrzyliśmy go naszymi sokolimi oczyma, i peron zagrzmiał od okrzyków: AMI!! AMI!! Tu!! :))

Potem już z AMIm pojechaliśmy do domu Babci, zahaczajac o sklep, gdzie pracuje Kya, aby nabyć kilka niezbędnych artykułów spożywczych (chleb, ser, itd., alkohol oczywiście już był :), robiąc tłok w malutkim pomieszczeniu. Następnie, korzystając z dobrodziejstw metra, dotarliśmy na Hawajską (tak, niezła nazwa ulicy jak na party place, nie? :).

Przed wieczorem dotarli jeszcze do nas Wito z towarzyszącą mu Anią, Izulka, oraz miejscowi - Student oraz Pacynka. Przy piwie wspominaliśmy z rozrzewnieniem Sylwestra, przy okazji słuchając karkołomnych prób Pacynki starającej się (bez powodzenia) zapamiętać mojego nicka (po imieniu nie chciała mi mówić, ambicja ją wzięła :), produkującej xtm'y, txtf'y i wlasnie JPEGi :) Później dotarła jeszcze Kya. Wieczór zakończył się projekcja pierwszej połowy Seksmisji i Johny'ego Mnemonica... Towarzystwo podzieliło się na dwa pokoje, z tym że tam, gdzie ja byłem, usnęliśmy dopiero koło 4 nad ranem, zaczynając oglądać Willow (a obudziliśmy się na jego koniec :). W międzyczasie kilka razy umieraliśmy ze śmiechu, a Kya odgrywała Worma (w śpiworze).

Ze snu wyrwał nas telefon, do którego skoczył AMI (zresztą bez powodzenia, bo akurat aparat w naszym pokoju byl odłączony :). Okazało się, że to dzwoni Verox, który chciałby wiedzieć, jak do nas trafić... Wytłumaczyła mu to Izulka - z tym, że jak słuchałem Izulki, to się zastanawiałem, czy ja jestem we właściwej części Warszawy :). Verox jednak się nie pogubił w gąszczu przesiadek, i stwierdził, że możemy go oczekiwać jeszcze tego samego ranka :).

Czekamy, czekamy... Nieśmiałe pukanie... Verox? Nie, to Marty i Anett przyjechali!! Zmartwieni nieco brakiem Veroxa w umówionym (hmmm) miejscu, dotarli sami... Wbrew posądzeniom Marty'ego :)) zostali powitani na stojąco, ja nawet się ubrałem, przedstawiłem, po czym rozebrałem się ponownie i wskoczyłem z powrotem do śpiwora... Przyjezdni rzucili w tłum swoje kanapki (dzięki!), po czym siedli i zaczęliśmy rozmawiać na tematy ogólnospożywcze, międzybzdurne i inne tam takie. Następnie dotarł Cromax, a po nim oczekiwany Verox... Tutaj z Martym i Anett pogrążyli się w sporach na temat umówionego miejsca spotkania... ("Ja mówiłem ciągle pod McDonaldem!!" - Verox :)

A propos witania, Babcia powitała Anett i Marty'ego w standardowym stroju nocnym wszystkich imprezowiczow: majtkach i bluzce.. Tak, to była niewątpliwa zaleta tej imprezy.. :)

Tego dnia dorarła jeszcze Kaisa, Jubal, Yoga, Huckster, Monster, V0yager... Opuścili nas Wito z Anią... Dzień upłynął na rozmowach przy popijanym z wolna piwie... Verox rzucał sen, czego skutek był taki, że w końcu sen rzucił jego (dosłownie - Verox śpiąc spadł z łóżka, a potem koniecznie chciał wiedzieć, kto go zepchnął :)) Oczywiście nie obeszło by się bez Johny'ego Mnemonica. W końcu wieczoru wszyscy wyskoczyli do Daga na piwo, aby tu poczekać na Kyę, po czym Babcia miała iść do domu się uczyć, a reszta imprezowiczów imprezować... Kilka osób bylo dość zmęczonych, więc zdecydowało się iść z nią, i rzeczywiscie po przyjściu Kyi Marty, Anett i Verox zniknęli mi z pola widzenia :) Reszta towarzystwa mówiła coś o jakimś wypadzie do Alcatrazu, ale ja stwierdziłem, że na dzisiaj mam dość, wróciłem do chaty i wlazłem do śpiwora. W niedługiej chwili wpadła na chwilkę reszta ludzi, aby potem wreszcie pójść do tego Alcatrazu... Potem jeszcze tylko wrócili AMI i Kaisa i AMI delikatnie poprosił Marty'ego o zejscie z łóżka...

Rano zostaliśmy delikatnie poproszeni :) o towarzyszenie Babci, ponieważ musiała jechać zdać jakiś egzamin. Tak więc o godzinie 7 rano wszyscy wybyliśmy do Wyższej Szkoły Biznesu, alias Przedszkole nr 5 :))) Okazało się, że trzy dni podkładu (procentowego) nie poszły na marne - Babcia zdała!!! Pogratulowaliśmy jej, po czym pozwoliliśmy jechać do dentysty, a sami udaliśmy się w kierunku PDI, po drodze goszcząc w McDonaldzie (aczkolwiek nie ma lepszego McDonalda niż w Krakowie, te piwniczki, a nie jakiś oszklony budynek :). Po znalezieniu PDI okazało się, że w Warszawie ten skrót oznacza Piwniczny Dostep do Internetu (Nowogrodzka 12, wejdź w bramę, na podwórku skręć w lewo, wejdź do klatki, zatkaj nos, idź schodami na dół, przed rurami w lewo, troszkę z górki, jesteś na miejscu :), w dodatku czynny od 12.00 (a była 10.30 :).

Poszliśmy więc na dworzec odebrać Cerazego... Spotkaliśmy tam uciekinierów z Alcatrazu (widać było, że ta ucieczka ich wiele zdrowia kosztowała :)) Przybyła Babcia, i teraz już wszyscy byliśmy źli na Cerazego, bo nie przyjechał. Po zostawieniu kartki wróciliśmy na party place. Tamże potem przybył Ludo, dołączyli także Royal, Kiciuś, Pacynka, Agata, Agnieszka, a także Wito. AMI z Hucksterem odprowadzili odjeżdżającą Kaisę... Wieczorem wpadł Romeo i zabrał gdzieś Anett i Marty'ego.

Jak dla mmie ten dzień imprezy skonczył się koło północy. Wieczorem następnego dnia dowiedziałem się, że w tym mniejszym pokoju ktoś wylał na podłogę alkohol, przy okazji pomoczył skarpetkę (czy jakoś tak), Royal użyczył swojej skarpetki (bodajże Cromaxowi), ale plamy nikt nie wytarł... A ja sie akurat tam położyłem i cały czas się zastanawiałem, czym tu tak czuć :))

Przebojem środowego ranka był duet Jubal - Gadzinka, do którego raz dołączył się Cromax (jakoś tak śmiesznie parsknął) oraz czasem dodawał coś od siebie Verox. W pewnym momencie po cichym, pojedynczym chrapnięciu Veroxa (duetu nie przebił :) gdzieś u sąsiadów zaczął miauczec kot, i myślałem, że pęknę ze śmiechu...

Tego dnia AMI z Witem poszli IRCowac na CIUW (cokolwiek by to znaczyło), gdzie spotkali Kolę i STRodda (ja widziałem tylko tego ostatniego, bo Kola niestety nie wpadł na party place). Ja wybrałem się do centrum odprowadzić odjeżdżających: Veroxa, Anett i Marty'ego... Tam właśnie spotkaliśmy wracających z CIUWu... Po załadowaniu wyżej wymienionej trójki do pociągów wróciłem do chaty. BTW: wiecie, że ma Marszałkowskiej mają tzw. zieloną linię dla pieszych? Szedłem sobie do metra pod Politechnikę i cały czas trafiałem na zielone światło (hmm, lepiej dla mnie, bo podejrzewam, że bym się wtedy na żadnym czerwonym nie zatrzymał)...

Na miejscu zrobiliśmy jeszcze jeden wypad do sklepu (przez błoto, jak zwykle, Ursynów ma bliżej do Pacanowa niż do Warszawy pod tym względem). Potem Jubal, Monster, Cromax i chyba V0yager poszli znowu do Alcatrazu pić z Grychem (jak się potem okazało, z Grychami :)), a na miejscu zrobiła się taka impreza na smutno, poważne rozmowy, aczkolwiek okraszone kilkoma ciekawymi tekstami... Babcia uczyła się na następny egzamin. Ponieważ Royal przyniósł A1200, pooglądaliśmy trochę dem...

Rano obudziłem się około 10... Wita już nie było. Przystąpiłem do spisywania najlepszych tekstów z imprezy (poniżej)... Ale tak gdzieś koło 11.30 dogadaliśmy się z AMIm, że w zasadzie to trzeba by wracać do Krakowa... O 11.40 wiedzieliśmy to na pewno, więc zacząłem się pakować... Ponieważ w południe jechaliśmy wszyscy z Babcią na egzamin, musiałem zrobić to w 20 minut... W każdym razie na znalezienie mojego ręcznika czasu nie starczyło... :))

Tak więc w składzie Babcia, Yoga, Gadzinka, AMI i ja udaliśmy się znowu do Parterowej Szkoły Biznesu... Tu spotkaliśmy STRodda, zostawiliśmy Babcię z jej egzaminem, a sami udaliśmy się na Dworzec Centralny... Tu znów spotkaliśmy uciekinierów z tego miejsca, co poprzednio (znów zmordowanych). Po zakupieniu biletów wspólnie poszliśmy do baru mlecznego na małe conieco.

A potem... Potem pojechaliśmy... Tym razem te 5 godzin nie byłem sam, a z AMIm gada się fajnie (o ile się uda dojść do słowa :)), więc dowiedziałem się wiele o życiu :))

A w Krakowie czekaliśmy na pierogi w Louisie tak z pół godziny i pogadaliśmy z Hakiem, ale to już pod imprezę nie podchodzi...

Było, minęło? Nie, nie minęło tak całkiem, o tej imprezie wiele osób będzie długo pamiętać (czy to z radością, czy też nie :))

Tadek vel TxF (aka JPEG)


A oto kilka dobrych tekstów wyprodukowanych na imprezie...

Najpierw lista obecnych:

Babcia (host), Anett, Kya, Kaisa, Iza, Ania (towarzysząca Wita) Agata, Agnieszka & Pacynka (noninternet), AMI, V0yager, Cromax, Verox, Marty, Wito, TxF, Gadzinka, Ludo, Yoga, Monster, Jubal, Student, Royal, Kiciuś

To dosyć mało osób, zwłaszcza że wszystkim wydawało się, że gości było więcej. Ale tak to bywa, gdy 'alkoholu pełne nieba' ;^). Impreza rozpoczęła się w sobotę. Większość gości dojechała nie tyle w sobotę, co między poniedziałkiem a wtorkiem... ;)

Aha, zapomnieliśmy dopisać Huckstera, który widocznie był mało widoczny... Więc Huckster też był :)

Przez krótki czas był też RomeoAD.

Oto najlepsze teksty:

Powyższe były logowane na żywo, poniżej te dopisane później:

A tak w ogóle TxF to mały, nieśmiały, zagubiony w sobie chłopak z kompleksami, a na imprezie zamiast mnie był niejaki JPEG.

[ wróć ]