Poprawiny sylwestra u Babci okiem Marty'ego

Impreza u Babci - Warszawa 10.02 - 12.02 1997

Raport by Marty

Miałem to napisać dziś, ale mnie już się nie chce...

Wali mnie to.. jestem zmeeeeeczony...

Ok, dziś jest ranek... mogę walić :)))

A, jeszcze jedno... w podawaniu czasu będę używał arytmetyki rozmytej...

tzn. okolo 3, okolo 5... he he

Razem z Anett wsiedliśmy w Słupsku w odpowiedni ciopąg, pospieszny i o godzinie 22.42 (or siomsink) wyruszyliśmy w kierunku wschodnim, a potem południowym. Całkiem fajny przedział nam się trafił, z tym, że pod koniec jazdy władowała się jakaś starsza pani. Odsunęła z hukiem drzwi, spytała:

- Są tu jakieś wolne miejsca? - Po czym, nie czekając na odpowiedź, opadła na siedzenie (swoje i kolejowe :))

Około godziny 5.40 znaleźliśmy się na dworcu centralnym. Wypakowaliśmy się z piciągu i podążyliśmy do fastfooda przy kasach, gdzie byliśmy umówieni z Veroxem. Okazało się, że nie ma tam nikogo takiego. - Hmm... - pomyśleliśmy. Poczekaliśmy jeszcze troszkę i wreszcie uznaliśmy, że najlepszym wyjściem będzie pojechanie na "party place" :))))))))

Z dotarciem nie było problemów (metro :). Nie wiedzieliśmy tylko, czy o godzinie szóstej będą tam jacyś przytomni ludzie... Ale na szczęście po zapukaniu okazało się, że nam otworzono. (Tu taka dygresja... To był JEDYNY raz, kiedy ktoś otworzył po zapukaniu. Potem próbowałem kilka razy, niestety, dopiero użycie dzwonka powodowało oczekiwaną reakcję. A dzwonek był rzeczywiście dobijający... :))

Przywitani zostaliśmy dość wylewnie, he he he... (nikt się z podlogi nie podniósł). Byli tam już na miejscu: Babcia (nasz śliczny gospodarz... tzn. gospodyni :))), Izulka, nieprzytomna jeszcze Kya, Ami, TxF, Wito z przyległościami :), no i Gadzinka :)))

Siedzieliśmy sobie i słuchaliśmy wylewnych opowiadań wszystkich. Rozdaliśmy kanapki, które mieliśmy na drogę, czym od razu zyskaliśmy sobie wdzięczność zebranych. Czekaliśmy na Veroxa. Po jakimś czasie zadzwonił, powidział, że jedzie już i pytał, dlaczego nas nie było? Tak więc dalej czekaliśmy na Veroxa, uprzyjemniając sobie czas rozmową i projekcją "Johny Mnemonica". Zadzwonił wreszcie dzwonek. Babcia poszła otworzyć. Wszyscy zgodnie krzyknęli:

- VEROX!

Do domu wtoczyła się zakapturzona postać. Był to jak najbardziej... CROMAX! He he... Znów globalne powitanie... Potem Wito sobie poszedł, bo chyba musiał. Tutaj nie pamiętam dokładnie... Ale następny był chyba... No sam nie wiem... Kurde! W kazdym razie przybył w końcu i Verox. Obiecał mi, że mam w zęby, bo nie pojawiliśmy się w McDonaldzie. A my czekalismy na górze, przy kasach... He he... Misunderstanding :) Verox w każdym razie też rozbił obóz... I siedzieliśmy już w większym gronie. Babcia niestety musiała iść do dentysty, więc przekazała obowiązki Kyi i wymknęła się. W pewnym momencie Verox zapragnął odwiedzić przybytek klasy dwuzerowej, zresztą nie tylko on. Po małym boju dostał się tam. Ponieważ siedział jakiś czas... ktoś nie mógł już wytrzymać (zdaje się Gadzina - poprawcie mnie) i krzyknął:

- Verox, sikaj kurwa!

Potem Verox walnął w kimę, bo był chyba dość niewyspany. W czasie jego drzemki zjawiła się Kaisa (co potem Verox uznał za sen :). Zjawili się też jeszcze w różnych odstępach czasu: Jubal, Yoga, Ludo, Huckster... Niekoniecznie w tej kolejności. Nastąpiła zrzutka pieniedzy... Po czym Gadzinka z kimś skoczyli do shopu i przynieśli kratę piwa (i jeszcze więcej) oraz inne akcesoria. Imprezka zaczęła się rozkręcać. Wróciła Babcia... Odebrała parę telefonów, w tym jeden niezbyt przyjemny. Ale zostawmy to. Kya musiała iść do pracy... Ponieważ nikt nie chciał jej odprowadzić, to się zaoferowałem :) Przy okazji kupiłem chipsy. Wracam na Hawajską i... Nie ma nikogo w chacie! O kurczę, myślę sobie... Ładnie. Siadłem na schodach i czekam. Po chwili usłyszałem Veroxa. Wiara cała poszła po zakupy dodatkowe jeszcze.

Potem sobie piliśmy, gadaliśmy i było fajnie. Zgadzaliśmy się wszyscy, że Cromax wygląda jak Jezus. Odtąd miał więc następnego alias-nicka. Oprócz: Gromax, Chromaks, Kromaks, Cormax, Korwax, Kruwax i inne :) Babcia potem dała sobie kolor na włosy (kasztanowy), a żeby Cromaxowi nie było smutno, to i on zmienił sobie kolorek na bardziej czerwony. Potem Babcia uprzedziła nas, że jak wróci Kya, będziemy musieli sobie gdzieś pójść, bo ona się musi uczyć do egzaminu. Siedzieliśmy sobie więc tak gdzieś do ósmej. Poszliśmy wreszicie z Babcią do jakiegoś klubu sportowego, w którym znajdował się też lokal. Usiedliśmy sobie i znów popijaliśmy piwko. W oczekiwaniu na Kyę. Zjawili się też jeszcze Student i Pacynka, którzy jednak szybko się rozpłynęli.

Wreszcie przyszła Kya, więc Babcia poszła do domciu. Ponieważ Anett, Verox i ja byliśmy zmęczeni, zabraliśmy się z nią. Miał się tam zjawić też Gadzinka, ale szamał coś jeszcze przy barze.

Zamiast Gadzinki przyszedł TxF, okazało się, że impreza się troszkę rozpadła, jedni poszli tam, drudzy gdzie indziej. Potem przyszedł też Gadzinka, Ami i Kaisa. Wreszcie daliśmy sobie spokój i poszliśmy dusić komara, Ami i Kaisa gadali jeszcze w kuchni. Zdążyłem ledwo co usnąć, gdy obudził mnie Ami i spytał, czy nie mogę spać na podłodze. Nie byłem za bardzo przytomny, ale po powtórzeniu pytania zwlokłem się z łóżka i wpakowałem się w śpiwór Amiego, potem zmieniłem na swój. Lulu.

Rano zaczęliśmy od herbatki. Potem pojechaliśmy z Babcią na egzamin - TxF i Anett, Ami, Kaisa, Verox i ja. TxF z Anett zostali sobie razem gdzieś na ławeczce w budynku uczelni (hi hi.... jak do dumnie brzmi... Babcia - nie obraź się, ale nie jest to okazały budynek :)) gdzieś na Żoliborzu. Tak wiec Anett i TxF zostali sobie razem, natomiast reszta: Ami, Kaisa, Verox i ja, poszliśmy sobie na spacerek. Wiele nie zobaczyliśmy, heh, postanowiliśmy, że jesteśmy chyba głodni troszkę. Jakiś fast-food by się przydał. Ale nic nie było w zasięgu wzroku. Potem Kaisa wspomniała, że miałaby ochotę pójść do kina. Verox oczywiście podjął temat i zaczął się rozglądać za jednym i drugim. Wreszcie zaczepił jakiegoś gościa wyprowadzającego pieska na spacer. Pytał się go o kino, potem o fast-fooda. Nie było nic w okolicy. Weszliśmy sobie więc do jakiegoś sklepiku i kupiliśmy Colę i batoniki. Ponieważ zaczął kropić deszcz, wróciliśmy na uczelnię Babci.

Tak przy okazji. Jak raz szliśmy z Veroxem, Amim i Kaisą, to Verox w pewnym momencie powiedział do Kaisy (która, zaznaczmy to, miała fajny, żółty płaszczyk):

- Masz bardzo ładny płaszczyk, odróżniasz się od tego szarego motłochu.

W tym momecie jakaś kobieta ubrana z futro ze sztucznych jakichś odwróciła się do niego i powiedziała:

- Jak pan może tak mówić?!

- Jestem poetą - odparł Verox. Kobieta dziamgolila coś tam jeszcze, ale nie słuchaliśmy jej i poszliśmy dalej.

Wracamy do Babci. Babcia zdała egzamin. Potem poszliśmy na dworzec odebrać Cerazego, który podobno miał się zjawić. Niestety, nie pokazał się. Zostawiliśmy mu więc kartkę z informacją przy pierwszej kasie. Przykleiliśmy ją do ściany z pomocą nalepki "Amiga" :). W międzyczasie pojawiliśmy się też w PDI, gdzie siedzieliśmy troszkę, ale nie za długo. Więc wróciliśmy sobie na chatę i znów po zakupieniu odpowiednich akcesoriów zaczęliśmy imprezować. Pojawiło się też towarzystwo zagubione poprzedniej nocy. Dobili też Monster, Kiciuś, Voyager i Royal. Imprezka zaczęła się rozkręcać :)).

Yoga, jak nie był jeszcze mocno nawalony, namalował karykaturę Jubala, Jubal opowiedział parę medycznych dowcipów. Babcia pojawiała się coraz bardziej pijana. TxF i Anett tulili się do siebie gdzieś na fotelu. Verox rzucał spanie :), potem razem z Gadzinką poszli do PDI. Ponieważ Kaisa musiała już jechać, to Huckster i Ami pojechali ją odprowadzić. Cały czas leciała projekcja "Johny Mnemonica", a w przerwach "Armii Boga". Zrobiliśmy trochę zdjęć. Potem na jakieś dwie godzinki ja i Anett wyskoczyliśmy z RomeoAD... Po powrocie Anett była zmęczona, wreszcie TxF zabrał ją ze sobą, poszli do drugiego pokoju i zajęli się sobą.

Imprezka rozkręcała się coraz bardziej, ja wtedy jednakże odczułem rieprzebraną chęć położenia się, więc wbiłem się w śpiwór i próbowałem kimać. Wrócili jeszcze Verox i Gadzinka. Potem troszkę przysnąłem. Jak się obudziłem po drugiej gdzieś, okazało się, że sporo rzeczy przegapiłem w tym czasie (trochę ponad godzinkę spałem). Towarzystwo zbierało się pomaleńku do snu. Ami biedny nie miał się gdzie też położyc spać, bo nie odpowiadała mu atmosfera w drugim pokoiku. Musiał wreszcie się glebnąć jak stał. Były też akcydenty z Yogą, którego podobno ściągali za włosy z nietomnej Babci. Kiciuś też zrobił małe co nieco na dywan, wynieśli więc go do łazienki, gdzie leżał sobie przewieszony przez krawędź wanny :)) Wreszcie zgasiliśmy światło. Nie mieliśmy jednak spokoju, bo Yoga cały czas nadawał. Izulka wkurzyła się na niego i postanowiła iść do domu się wyspać. Yoga poszedł ją przepraszać... Przy czym największy śmich wzbudziło we wszystkich jego "Moja wina". Nie wiem do końca, jak tam było, bo znów usnąłem.

Rankiem można było posłuchac koncertu Jubal - Gadzinka. Ślicznie chrapali ;)) Verox usilnie przytulał się do mnie, hi hi (było ciasno, a ja po lewej miałem już tylko szafkę). Nie wiem, jak to się stało, ale zanim się kładłem spac, to wszędzie panował względny porządek, natomiast rano zobaczyłem pobojowisko. W kuchni mały chlew. Jak później Babcia to zobaczyła, to powiedziała:

- Ależ tu burdel!

- Przeciez tu nikt nikomu za nic nie płacił - zauwazył ktoś, słusznie zresztą. Ranek stanął pod znakiem niewielkich porządków (jeśli godzinę 11, 12 można nazwać rankiem). Ja na przykład znalazłem szklankę z Colą w łazience pod stosem ręczników. Była tam też herbata zamieniająca się powoli w kawę. W jednej szklance znalazła się nawet sperma. Hmmm... Ktoś nie wytrzymał, he he he.

Ponieważ w łazience w pewnym momecie siedział Cromax, a Gadzince zachciało się bardzo, to Gadzinka włamał się tam i usiadł na tronie. Po jakimś czasie Cromax wyszedł i powiedział, że jeszcze nie rozmawiał on-line ze srającym. Powiedział, że to było ciekawe wydarzenie.

Jakoś tak około pierwszej Verox, Anett, TxF i ja pożegnaliśmy się ze wszystkimi (z wyj. TxF-a, bo on jeszcze tam wracał) i udaliśmy się na dworzec. Spotkaliśmy tam Amiego, Wita i jeszcze jednego gościa (nie pamiętam nicka). Kręcili się po mieście. Odprowadzili nas na peron. Najpierw wsadziliśmy w ciopąg Veroxa, potem pojechaliśmy Anett i ja.

[ wróć ]