Poprawiny sylwestra u Babci okiem Luda

Hej.

Tu ja, znienawidzony przez niektórych osobnik.

Nie, nie Yoga, aczkolwiek moj nick zawiera również tylko cztery znaki ASCII.

Nie mogłem się oprzeć pokusie stworzenia własnego i całkowicie osobistego reportu (ale nie intymnego)... so

Gerontofil Party alias DownParty oczami Luda

Jadąc na imprezę, przezornie spodziewałem się niezłych parawionów (patrz słowniczek) i przypałów, jakie wiążą się z każdą imprezą, na której proporcje kobiet i mężczyzn nie są równe jedności ani nawet się nie zbliżają do tej wartości. Jak miał pokazać czas - nie omyliłem się.

Na imprezę zajechałem we wtorek, będąc bardzo czule (dzięki Wam!) powitany przez 90% składu, jaki miał na imprezie się pojawić i się pojawił. Bylo to bardzo miłe :) Ale to nie koniec miłych niespodzianek związanych z przyjazdem do Babuszki - miałem okazję przejechać się (o kurwa! pierwszy raz w życiu!) pojazdem szynowym podziemnym zwanym w skrócie metrem (nie wiem dlaczego nie np. kilogramem), ale było to przeżycie - przyznaję się bez bicia.

Wspomagany piwerem, które wypiliśmy z Monsterem, Jubalem, Izulą i Yogiem w strasznej mordowni, gdzie piast kosztuje 4zł za chamski kuffel, a panowie w dresach rozmawiają o skradzionych przez siebie samochodach, a niektórym wyją komórki w kieszeni, dotarliśmy na Hawaje Warszawskie na Ursynowie (dokladniej 100kłosy), gdzie zamieszkuje niejaka Katarzyna Wójcik vel Babcia, która była na tyle szalona, że zrobiła imprezę, czego pewnie mocno żałowała (uwaga! rekord świata w długości zdania!).

Zalogowaliśmy się więc serdecznie (jak? Jubal, Yoga i Monster mogą wam powiedzieć) powitani przez naszego hosta, a właściwie hostessę, w mieszkaniu nr 53.

Dalsza część imprezy upłynęła pod znakiem zalkoholizowania maniakalnego uskutecznianego przez większość składu (patrz: Yoga, Gadzinka, Cromax), którzy udowodnili jeszcze raz światu, gdzie pijaki zimują tzn. że można wypić litr 40% roztworu etanolu i nie kończy się to zejsciem (no... może niedosłownym, ale niektórym się udawało zejść dość skutecznie, np. do Lecrerca bądź nocnego sklepu po dalsze ilości alkoholi). Podbity kawką wysączoną w PDI (Piwniczny Dostęp do Internetu) w Warszawie (dzieki Eninka! jesteś wspaniała i do tego cierpliwa :), po podpisaniu się czerwonym markerem na rurze w PDI, a także po kolejnym białym Żywcu zacząłem enjować party. Zapoznałem się również z komputerem Babci, który właśnie pochłania znaki z konsoli, zapisując je na swoim 30-megabajtowym twardym dysku. Właściwie to ta maszyna wymaga opisu, co niniejszym czynię, nie życząc nikomu posiadania takowego:

IBM PC/AT (oryginalny kurwa!), HDD 30MB, 6Mhz, 640KB RAM, kolor SDA (Special Display Adaptor - coś na kształt EGA, ale z tak ohydnym monitorem, który dobrze wyswietla jedynie czysty BLUE). Poza tym, że monitor jest z kosmosu i można na nim przeczytać wypalony na luminoforze text, to komputer (?) ten posiada prędkość mojego starego dobrego Timexa, chociaż ma więcej pamieci, a rysowanie na nim na DPaincie umożliwa poznanie na nowo znaczenie słowa "prędkość", a właściwie, patrząc na tego ateka, "wolność". W dodatku ten szczyt techniki posiada jedną stację 5.25 cala... Jest śliczny, a jego klawiatura przyprawia moje wnętrzności o rozstrój ciężki zwany biegunką - F-y są z boku, escape szukałem około minuty, control zamieniony z capslockiem, brak kursorow, ma to tylko jedną zaletę, że jest ślicznie wyprofilowana, a może również stanowić muzealny ex-ponad. Poza tym maszynka ta nie ma jakże ulubionego przeze mnie przycisku "Help" na obudowie mylnie nazywanego "Reset" - jest to jedyny niezawodny, zawsze działający klawisz. Poza tym muszę się wam pochwalić, ze wzgledu na wrodzoną mi ciekawośćw zacząłem się bawić setupem owego komputera i udało mi się go przyspieszyć o 60%, wyłączając wait-states oraz włączając taktowanie 10Mhz. Nieźle...

Właśnie przyszła kochana Izulka przywitana tradycyjnym juz textem kolegi Y.o.ggi "Ej .. ty fajna dziunia jesteś"...

Następnie - dokładnie nie pamiętam kiedy, ale podpisałem się na piersi Babci (tzn. dokladniej narysowałem "Ludo inside" na koszulce z przodu na wysokosci piersi nosicielki takowej koszulki).

Poza tym w końcu nieważne jest dokladnie co się działo, ale co fajniejsze pomysły naszego składu.

Jako że już wszyscy zapewne mają o mnie pewne wyrobione zdanie (słyszałem nawet coś o świętej trójcy niejako - tnz. ja, yoga i hak), nie będę nawet próbował go zmieniać, gdyż nie da to żadnego pozytywnego efektu. Mam na myśli to, że i tak wszyscy będą (lub już to robią) myśleli, jaki to ze mnie skurwiel, podrywacz, kobieciarz, zarozumialec, cham, bydlak, rwacz, macho, ruchacz etc. Nie jest to co prawda prawdziwe, a i nikt nie mógłby nic udowodnić, czyli ogólnie cała "prawda" o Ludzie jest przesadzona, ale rozumiem, że niektórzy mogli poczuć się zawistni, niedowartościowani, a poza tym znam dobrze (nawet bardzo) resztę trójcy, tzn. Haka i Yogę, z którymi na niejednej imprezie byłem, piłem (i babki rwałem, jak by zapewne ktoś złośliwy dodał, więc robię to sam, aby nie dać komuś satysfakcji).

Moje skrajne skurwielstwo nie przeszkodziło na szczęście nazwać pewnym osobom zwierząt domowych moim imieniem, tzn. Anett ku memu wielkiemu zaskoczeniu nazwała pewną papugę (właściwie papuga, tzn. męskiego osobnika) imieniem "Ludzik", co mi osobiście pochlebia, a dla niektórych stanowi dowód mojego niesamowitego powodzenia wśród kobiet, czego ja osobiście się nie doszukałem. Ale nic to, zaczynałem wieczorem zauważać dziwne zajawki pewnych osób wobec innych płci przeciwnej. Oczywiście hitem okazały sie trafne spostrzeżenia co inteligentniejszych osób (np. ten o płaceniu i ten piersiach), których nie będę przytaczał bez autoryzacji. Poza tym czekam, aż TxF przepisze je na czysto i mi wyśle. Niestety, ok. 22 opusciła nasze towarzystwo Kaisa - niesamowita dziewczyna z Krakowa, która w dodatku górowała nad nami nie tylko kulturą i dowcipem. Nie będę się tu rozwodził nad zaletami tej osoby, gdyż życie mi amiłe... (zainteresowani chyba wiedzą, o co biega?). Tak to opuszczani przez przyjaciół co poniektórzy zaczęli używać etanolu w ilościach typowych, tzn. określanych wzorem 2/5 * 0.5l, np. Cromax, Gad czy też Yoga. W trakcie całej tej miłej zabawy, ok. 3 w końcu zachciało mi pójść spać, co jest objawem normalnym, jeśli chodzi o kontaktowanie przez 40 godzin z rzędu. Ale nie dane mi było zasnąć spokojnie. Przyczyniło się do tego kilka osób, którym przez wrodzoną mi grzeczność i kulturę (i co? dalej taki skurwiel niewychowany ze mnie??) nie wymienię po nicku - kto ma wiedzieć, i tak wie, o kogo chodzi.

W kazdym razie Izulka zasłużyła na Nobla swym genialnym pomysłem, Cromax zaś zyskał przydomek najskuteczniejszego środka antykoncepcyjnego, a ja zostałem ojcem (nie dosłownie of coz!). Poza tym, że przez swój dobry uczynek Cromax przechlapał pewną rzecz, wszystko poszło dobrze... Nie zapomnę tylko wyrazu zdumienia pewnego gościa "JAK MOGLI????" :) Oczywiście znam również parę innych bardzo ciekawych faktów, ale życie mi miłe, a ONI też to będą czytać. Mało co nie przegryziony wpół przez Gada z przyczyn oczywistych, unikając sklepania machy przez innego spirytusowego przyjaciela padłem w objęcia Morfeusza o godzinie bodajże piątej, robiąc typowy shutdown -h.

W tym momencie, mimo że filmy mam dobre i mi się nie urywają, nie mogę powiedzieć, co się działo, a co nie i gdzie to się działo, gdyż cały system był w uśpieniu, jedynie refresh_daemon działał jak zwykle pompując zatrute spalinami powietrze do płuc.

Booting... calculating delay loop, checking system resources.

Warning! More sleep needed (type shutdown -h now to help)!

Boot sequence completed.

My system is complete operational and all my circuits are working perfectly.

O!budziłem się ... Jest około 11.

Jem... Wypijam piwo. Jem. Znów wypijam piwo. Jest już nagle późno.

Okazuje się, że brakuje Huckstera (tej cholernej blondynki!), który znikł nie wiadomo kiedy, Gad defragmentuje system z Yogą, zabierając się do flaszki, nie ma Cromaxa, pojechał Verox z Martym i Anett, Jubal z Voyagerem przenieśli się do Alcatrazu po Alcaprim, Monster również znikł. Cóż... połowa składu się wykruszyła, ale nic to, pozostali niektórzy, a i niektórzy się pojawili jako nowe twarze (Strodd i WITO).

Popołudnie przewinę jako mało ciekawe, oprócz faktu, że ci, co i tak pili najwięcej, musieli to po raz kolejny udowodnić, więc się najebali jak 3ba czy nie 3ba.. no i obejrzałem trzy razy Janka Mnemonka.

Wieczór rozpoczął się standardowo, tylko że tym razem jeden pokój został wyłączony dość wcześnie, a nigdzie nie można było znaleźć naszego hosta, która to miała się uczyć na egzamin dnia następnego.

Tia... Tutaj minęła mniej wiecej noc. Rano Babcia obudziła wszystkich i z wielkim płaczem "że nie zda egzaminu na pewno" wyrzuciła prawie dosłownie wszystkich z chaty. Byl to widok co najmniej dziwny, gdyż chyba nie wszyscy mieli już ochotę wstawać tak rano.

Mi się nie chciało iść, pożegnałem się więc tylko z Amim i TxFem, oraz widziałem Gadzinkę pospiesznie ubierającego się w swe śliczne buty. Nastepnie posprzątaliśmy z Kyą całe mieszkanie (40 szklanek pomyłem! O taki dzielny byłem!)

Odwiedziłem później sklep ojca Babci... Poszwendałem się z Yogą po mieszkaniu, potem znów napadli nas dziwni ludzie typu Pacynka i Student (HAHAHA!), oczywiście był też Royal, ale niestety bez Amiśki, a także Izulka (złota dziewczyna). Yoga musiał wieczorem wracać, ja z kolei musiałem zostać sfiniszować sprawę z firmą, która wydaje naszą grę... Po czym obejrzeliśmy z Babcią "Hair"... Poszedłem spać.

Rano odwiedziliśmy PDI, załozyłem jakiejś interesującej brunetce konto na polboxie (fajnie brzmi, nie? Nie wiedziała, że na WWW można się pobawić nawet bez Netszkapy, np. Lynxem). Verox był na tyle miły, że korzystając z gościnności naszej kochanej Eninki obejrzałem sobie Netszkapa conieco, po czym pobiegłem na dworzec i ledwo wepchałem się do "Chelmianina". I tu właściwie mój raport się kończy.

Tutaj moje wolne wrażenia... Chronologiczne nie są:

Wiecie, ile wyniosła okrojona 1 pochodna z imprezy?

230 tysięcy starych złotych (46 butelek po browcu), a okroił ją Gad z Yogą z jakichś 20 flaszek chyba.

Słowniczek wyrazów niezrozumiałych i innych takich

[ wróć ]